Następnego dnia z samego rana wyruszył do zamku Rodemhaul. Liczył na to, że jeśli załatwi wszystko wcześniej, spokojnie zdąży zarówno na jedne spotkanie, jak i na drugie. Musiał wrócić do wieży bibliotecznej; odgórnie ustalone limity nie pozwalały zbyt długo przetrzymywać wypożyczonych książek.
Cały poprzedni wieczór czytał i analizował treść zdobytego dzieła naukowego zamiast robić to, co kazał ojciec.
Biblioteki pilnował jeden kamerdyner; obsłużył Renasa tak szybko, jak mógł, po czym wyszedł. Jego dziwne zachowanie natychmiast przykuło uwagę. Książę pozwolił sobie niecnie zajrzeć do rejestru, wiedziony niepokojącym przeczuciem, że coś jest nie tak. I miał rację.
Pamiętał jeszcze, jak poprzedniego dnia Diyako w charakterystyczny sposób rozerwał najnowszą z kartek, gdzie wpisywano, kto i jak długo przebywał w bibliotece. Uszkodzenie znikło. I to nie przez magię, tylko dlatego, że ktoś wymienił kartkę na nową i przepisał na nią dane z poprzedniej… nieprawidłowo. Renas celowo wykorzystywał fakt, że główny limit czasowy biblioteki dotyczy przebywania w niej, a samo wypożyczenie może trwać nawet i cały dzień, dlatego zwykle wchodził na bardzo krótko, aby maksymalnie wykorzystać swój przydział. Tymczasem ktoś zamiast wczorajszych kilku minut wizyty w bibliotece wpisał mu pół godziny. Szybki rzut oka na poprzednie notatki pozwolił Renasowi pojąć, że proceder trwa już od tygodni i wiele kartek zostało podmienionych.
Ach, to dlatego nie chciał przyjąć książki i kazał mi samemu odłożyć. Cóż, jak chcą się tak bawić, to ja się zabawię z nimi. Przecież to ja mam rację, a nie oni.– pomyślał.
* * *
Kartki panicznie zaszeleściły. Zamykana książka huknęła, po czym opadła na inną jak głaz, który właśnie stoczył się ze zbocza. Renas ruszył wzdłuż regału i skręcił w inną alejkę skrzydła bibliotecznego. Drewniane stopnie zatrzeszczały, kiedy wbiegał na wyższą kondygnację. Kryształowy żyrandol dobrze oświetlał wszystkie cztery tarasy z regałami, więc ucieczka na górę w żaden sposób nie zapewniała bezpieczeństwa.
Renas zatrzymał się na trzecim piętrze i wyciągnął jakąś inną książkę ze, zdawałoby się, kompletnie przypadkowego działu. Oparł się nonszalancko o barierkę i otworzył wolumin na spisie treści.
Piszczące skrzypienie drewnianych drzwi zasugerowało, że jedyne wyjście z biblioteki właśnie zostało odcięte. Służący, ubrani we fraki niewiele różniące się od tego książęcego, wbiegli na półokrągłą przestrzeń pod żyrandolem. Stamtąd zauważyli Renasa, który może by przypominał typowego odwiedzającego bibliotekę księcia, gdyby nie to, że nosił uskrzydlony kask z odsłoniętą przyłbicą.
– Ach, właśnie zbierałem się do drogi.
– Książę Ariyan zgłosił naruszenie. Pański przydział źródłowy w tym miesiącu się wyczerpał – oświadczył jeden z kamerdynerów, podczas gdy pozostali dwaj wbiegali już na piętro, jakby ścigali groźnego przestępcę.
– To jest pozycja z mojego przydziału. – Renas zamknął książkę i pomachał nią z góry. –Przestrzeń urojona autorstwa Chimana Mukriyani.
Kamerdynerzy dotarli na drugie piętro, w czasie gdy ten na dole odpowiadał.
– Przydział źródłowy się wyczerpał, a to oznacza, że mości książę nie ma prawa tutaj przebywać.
Renas odszedł, udając, że chce odłożyć książkę na półkę. Służący nadbiegli do niego od strony tarasu.
– Oczywiście wiecie, że Ariyan fałszował dane w rejestrze?
– Wiemy też, że podmieniałeś książki na falsyfikaty, aby je dłużej czytać. I to zostało ci doliczone.
– Aha, czyli on jednak też czyta! Myślałem, że nie zauważy, bo tego nie robi – zakpił.
– Proszę to odłożyć – rozkazał jeden ze służących i wycelował w księcia naładowany petrynał.
Książka huknęła o podłogę. Wykorzystując okazję, Renas ostrożnie cofnął się o dwa kroki, zanim nie usłyszał kolejnego rozkazu.
– Stój! – wykrzyknął drugi kamerdyner i ostrożnie podniósł upuszczony przedmiot. – A teraz powiedz, gdzie jest prawdziwa książka.
– Tu. – Renas wskazał tę samą książkę co wcześniej.
Trzymający broń służący w ostatniej chwili powstrzymał swojego towarzysza przed otwarciem woluminu.
– Czekaj! To pułapka, nie otwieraj. Odłóż.
Renas wykorzystał to, że przez chwilę w niego nie celowali, i rzucił się pędem na schody. Zdążył wbiec jeszcze piętro wyżej, zanim służący go dogonili i zatrzymali pomiędzy najwyżej położonymi regałami. Na tym tarasie bibliotecznym już nie było żadnych schodów w górę, a jedynie spore gotyckie okna, sięgające od podłogi aż po krzyżowo-żebrowy sufit…
A nie, pomyłka, Renas nie zdążył wbiec. Tylko mu się wydawało. Nadal stał na trzecim tarasie, a chwila, w której niby zdołał dostać się wyżej, istniała tylko w jego głowie. Od razu się zorientował, że ktoś wdarł się w jego umysł na tyle głęboko, aby stworzyć wrażenie pętli czasowej, i jeśli spróbuje uciec, tylko straci cenne sekundy. Nie zamierzał się jednak poddawać. Jeśli miał teraz z czegoś zrezygnować, to z próby odpowiedzi na atak umysłowy. Skoro wróg sam nie pchał się głębiej, to nie należało go do tego zachęcać.
Renas nie chciał walczyć zaklęciami ani tym bardziej umysłem, bo wiedział, że to od razu przyciągnie więcej osób, które z daleka mogą wyczuć nietypowy przepływ cząstek.
Podniósł ręce do góry. Upuścił nicość.
Wciąż leżąca obok kamerdynerów książka otworzyła się i usłyszeli suchy trzask idiotycznie prostego zaklęcia popychającego. Trzymający broń przewrócił się i wystrzelił, całkowicie dekoncentrując swojego towarzysza.
Atak umysłowy minął na moment, kiedy Renas – tym razem naprawdę – uciekł piętro wyżej.
Że też musiał posłać umysłowego! Skąd Ariyan wie o tym, że ta magia mi nie leży? A może się mylę i to nie on?
Coś mu mignęło. Przewrócił się na podłodze pomiędzy regałami. Półki wygięły się i nachyliły nad nim. Książki pospadały mu na głowę, a każda otwierała się, by wysunąć zęby i kolce. Poczuł kilka uderzeń.
W obecnej sytuacji nie mógł dłużej udawać, że w książce jest jakakolwiek pułapka, i tym samym ukrywać, jak naprawdę działa jego zaklęcie. Zwyczajnie upuszczał swoją magię w nicość, a ta pojawiała się chwilę później u celu, jakby podróżowała tam… inną drogą.
Ból zniknął razem z wizją i tym nieprzyjemnym uczuciem nacisku na myśli. Renas szybko wstał i ruszył przed siebie. Usłyszał, jak jego zaklęcie trafia po raz drugi, a tamci dwaj przewracają się na biblioteczki. Tyle że na nich spadły prawdziwe książki, a nie wymyślone.
Rozsunął jedno z okien, przedostał się na zewnętrzny parapet, ostrożnie zamknął za sobą. Przywarł do ściany zamku, kompletnie nie przejmując się ziejącą w dole przepaścią. Zagwizdał, tak jakby wołał psa.
Coś mocno zawarkotało i zsunęło się z dachu. Renas wyskoczył w momencie, kiedy rama pojazdu spadała obok niego. Chwycił zakrzywioną kierownicę, a cała reszta sama dostosowała się tak, aby mógł spokojnie usiąść.
Silnik z ciężkim turkotem wyrzucił z siebie pierwsze spaliny. Zamocowane z tyłu dwa śmigła powoli zaczęły się obracać. Ponieważ w żaden sposób nie powstrzymały upadku, oprócz nich z pojazdu wysunęły się żylaste przezroczyste skrzydła o pomarańczowym zabarwieniu. Gdy zamachnęły po raz pierwszy, lot się ustabilizował.
Śmigła i silnik istniały tyko na pokaz i same z siebie nie pozwoliłyby skuterowi wzbić się w powietrze. Tyle że nikogo to nie obchodziło. Przecież latał. I tym właśnie podejście Renasa różniło się od innych. Nie podobał mu się taki stan rzeczy. On chciał zrozumieć, jak naprawdę działa ten świat, a nie, jak go sobie uprościć do zaklęć.