AYS Universe Logo in "The Visionary" Style

Wspomnienie o Gwiazdach

Kłąb spalin wdarł się do otwartej kabiny automobilu. Czasy, kiedy po klinkierowej nawierzchni ulicy Parkowej w Zasems Puoms jeździło się bez głośnych wstrząsów i turkotania, minęły bezpowrotnie w zeszłym dziesięcioleciu. Tumany kurzu wzbijane przez koła magomechanicznego pojazdu dosięgały pasażerów i zmuszały ich do zakrywania twarzy rękawami i połami lekkich płaszczy jesiennych.

Młody Renas ostrożnie podniósł wzrok ku ścianom kilkupiętrowych kamienic. Ponura elewacja zwieńczona półokrągłymi dachami w końcu została zastąpiona czymś innym niż skrzyżowaniem. Oto znaleźli się przy dotkniętych coroczną suszą drzewach parku teleskopowego. Jak sama nazwa wskazywała, w metropolitalnym zagajniku znajdowało się wzgórze z miejscem bardziej zabronionym niż cokolwiek innego w całym mieście. W żelaznym płocie postawiono specjalną bramkę, aby jasno dawać znać postronnym, że tędy mogą chodzić jedynie ludzie z przepustką.

Książę i księżniczka nie stanowili wyjątku. Kamerdyner zatrzymał ich przed wejściem tak samo, jak to robił ze wszystkimi intruzami, którzy śmieli zamarzyć o spoglądaniu ku gwiazdom. Specjalnie odczekał, aż automobil odjedzie, i dopiero wtedy zapytał:

– Glejt jest?

Zabrał żeton z wyciągniętej ręki dziesięciolatka, niespecjalnie zainteresowany odpowiedzią.

– Książę Renas herbu Czwartego Serpensa oraz księżniczka Rozerin tegoż samego.

Kamerdyner przekręcił medal w rękach jeszcze parę razy.

– Czy aby na pewno…?

– Proszę nas wpuścić! – krzyknęła Rozerin.

– Bez nieuprzejmości proszę, to księżniczce nie przystoi – odparł oschle kamerdyner. Cisnął glejtem o ziemię. Spoglądał, jak dzieci rzucają się, aby go podnieść. – Wejdźcie, skoro musicie… JUŻ, PRĘDKO, BO ZAMYKAM!

Popchnął ich, kiedy przechodzili przez ciasną bramkę. Oboje się przewrócili i zaorali twarzami po ostrym żwirze. Tymczasem kamerdyner wrócił do swojej budki.

Renas pomógł siostrze wstać.

– Ojciec miał rację – jęknęła Rozerin. – Wiedzieliśmy, że tak będzie.

– Chodźmy! – Renas złapał siostrę za rękę i razem pobiegli ścieżką ku szczytowi wzgórza.

* * *

Pomieszczenia wewnątrz budynku wydawały się opustoszałe. Na regałach leżało po kilka książek, na półkach stały pojedyncze, bardzo proste urządzenia. Wyjątkowo zadbano o czystość: podłoga lśniła, a papiery na wszystkich biurkach poskładano w schludne stosiki. Renas pomyślał, że nawet ze służbą u boku nie potrafiłby tak się zorganizować.

Wielki mechanizm teleskopu wypełniał połowę głównej izby i zachęcał do spojrzenia przez swój okular. Maddalyn, na której zaproszenie się zjawili, nie pozwoliła im się do tego miejsca zbliżać. Żelazna barierka wyrosła z podłogi jak na zawołanie i oddzieliła półokrągłe schody, u których szczytu znajdował się główny obiekt pożądania gości.

– Jeszcze nie. Nie chcę, abyście mi to rozstrajali.

Przełożona astronomów przekroczyła pięćdziesiątkę; coraz częściej było widać, że chce przekazać swoją fascynację niebem przyszłym pokoleniom. Dzisiejsza lekcja zapowiadała się obiecująco.

– Jak ten teleskop działa? – spytał Renas.

– Jak szkło powiększające, patrzysz i widzisz, co tu jest do zastanawiania się… – napuszyła się Rozerin, dumna, że już to wie.

– Ale ja chciałbym dokładniej!

Maddalyn uśmiechnęła się promiennie.

– Chodźcie za mną, pokażę wam nasze mapy.

Przyprowadziła ich pod jedno z postawionych pod ścianą biurek, gdzie leżały pozaokrąglane rysunki pełne gromad mniejszych lub większych kropek oraz wyrysowanych od cyrkla linii.

Rzadko zdarzało się, aby zamiast numeru gwiazda miała nazwę, zwłaszcza taką, którą Renas kojarzył ze swoich wcześniejszych ubogich doświadczeń z astronomią.

– Zawsze zastanawiało mnie… po co wypisywać i mapować to wszystko? Co nam to da, że jakąś gwiazdę nazwiemy… – Nachylił się nad mapą i zaczął dukać: – E… I… Trzysta osiemnaście, czy jakkolwiek inaczej? Co to wnosi do naszej wiedzy?

– Jak jesteś zainteresowany konkretną gwiazdą, to możesz ją wtedy znaleźć.

– Na przykład Jasną Zelal?

– A kto pierwszy znajdzie?

Dzieci rzuciły się do kartki i zaczęły się nad nią przepychać.

– Cóż za entuzjazm. Tyle że na tej mapie tej gwiazdy nie ma. – Dopiero tym zdaniem odwróciła na chwilę ich uwagę i przywołała do porządku. –Musicie najpierw odnaleźć właściwą mapę. – Wskazała na stos papierów. – Tylko bądźcie przy tym dokładni i nie pomieszajcie, bo inaczej nigdy więcej was tutaj nie zaproszę.

Poszczególne kartki okazały się pospinane w grupy i porozkładane na specjalnym stojaku. Renas ostrożnie wyciągał kolejne zbiory i z coraz większą pewnością siebie odczytywał, co się w nich znajduje. Jego siostra jako pierwsza odnalazła główną kartę, gdzie zostało wyrysowane całe niebo z rozpisaniem numerów pomniejszych map z katalogu. Wskazała na dużą kropkę z numerem RA-04.

– Już mam! – zawołała zadowolona z siebie.

– Dobrze, ale pokaż ją na jednej z map szczegółowych…

– Takich jak ta? – dokończył Renas. Trzymał w ręku jeden z plików map na właściwej części nieba. Tam Jasna Zelal została opisana również swoją nazwą, a nie tylko numerem.

– Co? – jęknęła Rozerin. – Niemożliwe. Miał szczęście.

– Wskaźnie Zelal i Tireje są jasne, bo znajdują się blisko, więc było wiadomo, że są albo pod C, albo pod R.

– Obie są pod R – poprawiła Maddalyn.

– Aha… czyli szczęście – przyznał, a siostra się zaśmiała.

– Skoro mowa o wskaźniach, czy nauczono was, jak wyznaczać kierunek północny z pomocą gwiazd?

Dzieci stanęły na baczność, po czym wyrecytowały żołnierskimi głosami:

– W połowie pomiędzy Jasną Zelal i Tireje Ges.

– I od razu widać, że ojciec uczy was tylko tego, co uważa za potrzebne, zamiast choć trochę pobudzić rozsądną porcję ciekawości. Pokażę wam coś, o czym wam nie opowiadał.

Wyciągnęła różdżkę: czerwoną, z gwiazdą na końcu, po czym machnęła w kierunku podwieszonego u sufitu pudełka. Magia się załączyła i po chwili strumień światła padł na ścianę i utworzył obraz. Renas już wcześniej zwrócił uwagę, jak Maddalyn korzystała z różdżki, aby wysunąć barierkę chroniącą teleskop. Marzył o chwili, w której też będzie wolno mu tak robić.

– Planety – rozpoznała natychmiast Rozerin. – Cin, Xebate, Derew, Derdore, Mezin, Sar, Windakirin.

– Dobrze. A znacie jakieś jeszcze?

– A to nie są wszystkie?

Maddalyn uśmiechnęła się zbójecko.

– A właśnie. – Przełączyła na zbliżenie jakiegoś innego gazowego olbrzyma o szkarłatnych chmurach. – A tego znacie?

– Wygląda jak Cin, tylko że jakiś taki bardziej czerwony…

– I krąży wokół innej gwiazdy.

– To takie też są?

– Nie jesteśmy wyjątkiem przecież – pouczyła Maddalyn. – Pokażę wam inne. Na niektóre z tych obrazów czekaliśmy całe lata.

– Dlaczego?

– Nie potrafimy stworzyć tak szybkich zaklęć, a do gwiazd jest daleko.

Przewinęła jeszcze kilka planet, głównie innych gazowych olbrzymów, choć szczęśliwie znalazła się jedna superziemia, cała skuta lodem. Przy jej okazji Maddalyn zaczęła rozprawiać o poszukiwaniu życia na odległych światach.

– Nie, zdecydowanie zbyt zimno. Jeśli coś tam żyje, raczej nie jest to nic, z czym mógłbyś porozmawiać.

– A z takich bliższych nam? Derew chyba jest jeszcze dość blisko.

– No jest… ale… – Maddalyn się zawahała.

– Ale? – dopytała Rozerin.

– Tam… nic nie ma. Tak, nic nie ma. Sprawdzaliśmy. Nawet pokazywałam na początku jej obraz.

– Ah… myślałem, że to tylko rysunek.

– Tylko rysunek? A kto tak powiedział?

– Jeden z kamerdynerów.

Maddalyn stała odwrócona do nich plecami i wpatrywała się w tubę teleskopu.

– Tak… Kamerdynat na pewno wie coś o tym, jak bardzo Derew jest wyjałowiona z życia.

A sketch of the flag with a cup. Symbol of the Kammerdinate, a political group from the book "The Visionary".
en_US