If you don’t speak Polish, you can find this blog post in English right HERE.
Mówienie ludziom jak planować to jak mówienie im jak mają się bawić grając w grę.
Tak jak każdy gra po swojemu, tak każdy planuje po swojemu. Postanowiłem pokazać w jaki sposób ja planuję nie po to, aby zmusić kogokolwiek do brania ze mnie przykładu, ani po to, aby wszyscy pisarze robili dokładnie tak jak ja.
Potraktujcie to jako studium przypadku, z którego można wyciągnąć cenną wiedzę dla siebie. Komuś podpasuje jeden pomysł, komuś inny. Mam nadzieję, że pomogę w szczególności tym, którzy chcieliby spróbować planowania, a nie wiedzą jak się za to zabrać.
Jak zamienić iskrę w wielki ogień.
Jak wiemy, zwykle książka zaczyna się od pomysłu na scenę, na tematykę, na postać. To taki pojedynczy puzzel, element większej układanki. Gdy przemieli się on w głowie dostatecznie długo, to mamy w głowie pewien koncept, który można nazwać przed-planem powieści. Nie jest to ścisły plan wydarzeń, a raczej idea którędy historia ma podążać. Wtedy budzę się przerażony, że nic z tego nie jest zapisane i siadam to spisać.
Wychodzi więc coś na kształt:
Są trzy story arki, jeden się kręci wokół tematu A z istotnym wydarzeniem B, drugi będzie o C i tam ma się zdarzyć jedno wydarzenie D.
Zwykle taki plan nie wystarcza (chyba że ktoś jest mooocnym pantsterem), bo te wydarzenia to zwykle pojedyncze sceny albo rozdziały. Brakuje ciągu logicznego pomiędzy nimi. Brakuje szczegółów. A przecież to właśnie szczegóły zdefiniują wiele wydarzeń, które bez nich nie mają prawa się w głowie w ogóle pojawić.
To dobry moment aby założyć Excela z przynajmniej dwoma zakładkami. Pierwsza to lista rozdziałów, na razie pusta, ale już ukierunkowana na śledzenie postępów.
Nie znoszę liczenia w liczbie słów. To najbardziej bezużyteczny licznik, bo ani nie podaje prawdziwej długości (jak to robi liczba znaków ze spacjami) jak i nie pozwala sobie wyobrazić długości książki (jak to robi liczba stron). Stąd u mnie w kolumnie przy rozdziałach znajdzie się liczba stron. Dalej mam sumę tych stron dla poszczególnych sekcji książki, które uparcie nazywam story arcami, bo czytam za dużo mangi.
Kolumna oznaczona „%” może zmieniać kolor: 1-99 żółta, a 100 to zielona. Wpisuję tam orientacyjnie, ile zaplanowanej na rozdział fabuły w nim zawarłem. Piszę wolno, więc u mnie cząstkowy progress to ma sens.
Tyle w zasadzie wystarczy. W czasie sprawdzania książki można dodać kolumny na różnego rodzaju czytania i bety. U góry daję sumę stron i postęp fabuły.
Wracajmy do planu. Druga zakładka to miejsce gdzie wrzucam wszystkie początkowe pomysły, najczęściej scalając komórki aby stworzyć taki mood board. W trakcie pracy będę sięgał do tego miejsca aby na zielono zaznaczać pomysły które już zawarłem, szeregować komórki wg tematyki, a także usuwać to co niepotrzebne. To sekcja bardzo dynamiczna, która z czasem rozszerzy się na więcej boardów poświęconych poszczególnym aspektom historii, kwerendzie czy światotworzeniu.
Fabuła oparta na problematyce
Pracę zaczynam od problematyki książki oraz character arców bohaterów: rozpisuję jak mają się zmieniać w czasie. Używam do tego Miro, więc wychodzi jednostronna mapa myśli. Poszczególne punkty rozkładam w czasie książki (np. podzielonym na story arki lub rozdziały). Potem przechodzę do pierwszego story arku i tam zaczynam przypisywać wątki do wydarzeń. To wątki definiują jakie będą wydarzenia, a nie odwrotnie. W ten sposób tworzy się ogólny zarys wydarzeń, jednak bardziej na zasadzie o czym będą traktować niż co faktycznie ma się w nich dziać. Przy okazji planowania często przychodzą ogólne pomysły na te mniejsze wydarzenia.
Od ogółu do szczegółu
Pomimo wszelkich prób uporządkowania notatek, zawsze część zostaje w miro a część w Excelu, a czasem sporo z nich również wala się po mniejszych plikach notatnika. Te ostatnie powstają zwykle wtedy gdy robię coś innego. Gdy przechodzę więc na sam rozdział, przeglądam wszystko.
Opracowałem własny system oznaczeń: pogrubione i w nawiasach kwadratowych znajdują się wszystko to, co ma zostać zawarte w treści. W ten sposób kończę z plikiem Worda w którym mam komplet tego co muszę wiedzieć na temat rozdziału. Pozostaje przerobić poszczególne notatki na wydarzenia, rozszerzyć je, uporządkować chronologicznie i można pisać.
Planowanie w biegu
Często dopiero w tym momencie odkrywam, jakie dokładnie będą to wydarzenia. Idealnie zaplanowany jest więc wyłącznie rozdział nad którym aktualnie pracuję. Cała reszta stoi otwarta i czeka na swoją kolej. Tego wymaga logika i efekt motyla który mógłby łatwo rozwalić plan, gdybym szczegółowo opisywał dalsze fragmenty książki. Uważam, że nie można przewidzieć, jak dużo zajmie dany wątek, jak długo się będzie ciągnąć jakaś sprawa z początku książki.
Ponieważ dzielę książkę na story arki, to dalsze z nich są mniej zaplanowane od bliższych. W konsekwencji, moje podejście do pisania sprawia, że nie tylko siadam do planowania przed napisaniem rozdziału, ale również po każdym dużym segmencie fabuły. Jak nie ma planu, to trzeba go zrobić, tak jakbym znowu był na początku książki.
Plan jest niczym, planowanie jest wszystkim.
Sprawa jest wciąż otwarta
Na zakończenie muszę raz jeszcze zaznaczyć, że mój sposób planowania nie powstał w tej formie od razu. Każdą książkę tworzyłem inaczej, a prezentowany sposób to wynik wieloletnich prób i błędów, utworów planowanych w różny sposób. Chyba najważniejszy take o planowaniu jaki można wyciągnąć z tego tekstu i jaki chciałbym żebyś zapamiętał: aby nieustannie szukać nowych rozwiązań. Myślę, że za parę lat moja metoda planowanie nie będzie już taka sama jak w tym artykule. Ale cóż, wtedy będę miał powód aby napisać nowy :).
Żyj i miej nadzieję!